wtorek, 2 sierpnia 2016

the end...

Nasz wyjazd dobiegł końca...
Czy fakt, że moje dzieci zamiast nad morze wyjechały na polską wieś, coś im odebrał. Może tylko to, że nie zahartowały się w zimnym morzu. Choć nie do końca bo tu także biegały po kałużach na bosaka (choćby wczoraj). Czy ten wyjazd był gorszy od takiego nad wodę? Zdecydowanie nie. Czy moje dzieci świadomie wybrały by morze zamiast wsi? Z pewnością nie! Dlaczego? Odpowiedź prosta.
Zamiast wycieczek do oceanarium, fokarium i zoo miały zwierzęta na miejscu (krowy, kaczki, kury, gęsi itp.) a jakby tego było mało, tu można je było karmić do woli ;).
Zamiast zdrowotnego biegania na bosaka po nadmorskim piasku, biegały po trawie, łąkach a nawet polach zbóż i były zachwycone.
Zamiast lepienia zamków z piasku, z ciocią lepiły pierogi, wyrabiały domowe ciastka i bułki z jagodami.
Zamiast codziennych spacerów po molo, codziennie chodziły do lasu na grzyby (śmiem twierdzić, że moja córka zna się na grzybach lepiej niż ja i zdecydowanie ma lepsze oko do ich wyszukiwania). Zamiast codziennego kilkakrotnego namawiania rodziców na lody, gofry, zapiekanki i inne zdrowe przysmaki, moje dzieci zajadały porzeczki z krzaków, jeżyny, borówki, jabłka spod drzewa czy zwyczajne ogórki.
Zamiast wydawać fortunę na nadmorską smażoną rybkę, my zajadaliśmy kiełbaski prosto z ogniska (nie mylić z grillem).
Zamiast samochodzików za 2 zl, dzieci miały przejażdżki traktorem.
Zamiast naciągania mamy na kupno wisiorków z muszelek, Gabrysia sama zrobiła sobie korale i bransoletkę z jarzębiny a ja codziennie robiłam jej wianek z polnych kwiatów.

Faktem jest, że z tych wakacji zamiast zdjęć z zachodem słońca będziemy mieli z kurami czy krową, zamiast fotek przy molo, zdjęcia w dzieciaków buszujących w zbożu...
Jakieś dodatkowe zalety wyjazdu? Mój 2 letni syn przeszedł na dietę dorosłych, jadł z nami "normalne" obiady więc koniec z oddzielnym gotowaniem dla niego. Codziennie wypijał hektolitry mleka od krowy, co prawda z kakao ale jednak mleka. Za to przez 2 tygodnie pobytu nie tknął kaszy...Spróbował nawet swojskiej kiełbasy (bardzo mu smakowała), pochłaniał w mega ilościach kwaśne jabłka i ogórki.
Gabrysia nauczyła się jak ciężka jest praca w gospodarstwie. Pomagała cioci w obrządkach zwierząt, karmiła drób, zbierała jajka itp.

Nie wspomnę już, że syn mój jak w domu spał 1,5 godziny z zegarkiem z ręku, tak tu nawet do 3 godzin...
Najważniejsza jednak korzyść dla mnie...to mega wyciszenie, uspokojenie, zwolnienie tempa. Przez te 2 tygodnie ani razu nie podniosłam głosu na moje dzieci, nie do uwierzenia...(przyznaję się, że w domu zdążą mi się na nie krzyknąć ale to chyba nie tylko mi). Mam nadzieję, że ten nastrój pozostanie jak najdłużej, przynajmniej będę się starała.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz