Koniec urlopu pana Taty...A jakie były plany, że skoro nie jedziemy nad morze to zrobimy sobie kilka wycieczek po kraju Kraków, Kazimierz nad Wisłą, Toruń, itp. Oczywiście nic z tego nie wyszło :(. Gdyby pogoda dopisała może wyskoczylibysmy gdzieś w okolice na wodny plac zabaw itp. ale, że było raczej chłodno i deszczowo nikt o tym nawet nie pomyślał. I dziś w ostatni dzień urlopu zostaliśmy zabrani na wycieczkę niespodziankę...Okazało się, że dotarliśmy do Julinka :)
Kojarzony z cyrkiem dziś był miejscem zabaw dla najmłodszych. Kupuje się całodzienny bilet-wejściówkę na wszystkie dostępne tam dmuchańce. Wzieliśmy 2 bo nie dało rady utrzymać Olka jak tylko zobaczył gdzie znika siostra :) Niestety pojechaliśmy trochę późno bo koło 16 ale i tak daliśmy radę. Na początek wszelkie dmuchane zamki, trampoliny itp. Bez oporu mogli skakać do woli. Na szczęście nie było tłumów dzieci więc wszystko odbywało się na spokojnie, bez kolejek i ścisków.
Były też super baseny i ślizgi wodne ale do tych zabaw konieczny był strój na zmiane a o tym nie pomyślałam. Większość zabawek tego typu była dla starszych dzieci, od 4 roku życia ale Olek dawał radę, wdrapywał się i zjeżdżał na brzuszku. Wyskakani i już ciut wymęczeni przenieśliśmy się do parku linowego. To był hit wycieczki. Gabrysia nigdy jeszcze nie była więc obawiałam się czy da radę i ogólnie ogarnie temat bo nie chciałam podwajać kosztu aby brać instruktora. Okazało się, że super dała radę. Ja oczywiście podziwiałam ją ogromnie bo z moim lękiem wysokości, wejście tak wysoko było nie do pomyślenia. A ona chodziła po linach i raz nawet się trochę wystraszyła i nawet chciała zejść ale zaraz zebrała się w sobie i poszła dalej. Moja duma - dzielna dziewczynka! Dała radę i zaraz chciała znowu ale już było późno więc poszliśmy na watę cukrową i zaczęło padać :(
Nie było wyjścia, musieliśmy się zbierać ale to i tak była już godzina 19 więc najwyższa pora. Nie byliśmy na torze golfowym ale może następnym razem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz